Krople potu jęły się sączyć z czoła żokieja. Jeszcze nie mógł nic pojąć.
— „Magnus“ naprzód!
Lecz i ta prośba pozostała bez skutku. Zrozpaczony pochwycił szpicrutę i uniósłszy ją do góry z całej siły uderzył raz, drugi, trzeci... Głośne uderzenia te bólem jakimś odezwały się w jego sercu, dotychczas nigdy jeszcze nie bił „Magnusa“...
Wszystko daremnie. Ogier nie tylko nie przyspieszył galopu, ale po tych uderzeniach właśnie przystanął.
Przed oczami Grota rozpostarła się dziwna mgła. Wydało mu się, że nie świeci dokoła majowe słońce, że nie czuje pędu ciepłego powietrza, że nie dosiada konia — lecz, że rozwiera się przed nim jakaś ciemna otchłań i w tę otchłań on bezsilnie leci...
Przez ową mgłę widział, jak przybliżyła się „Ruth“, zrównała się z „Magnusem“ i wyprzedziła go swobodnie. Utkwił w jego pamięci nieco ironiczny, pełny pobłażania uśmiech Smitha.. Później widział, jak „Ruth“ oddala się coraz bardziej. Nie bił jednak konia. Wiedział, że to bezcelowe i „Magnus“ nie rzuci się do nowej walki.
Wyścig był beznadziejnie przegrany.
Potem jeszcze pamiętał, że mijały go inne słabsze konie... jeden i jeszcze jeden...
Celownik...
„Magnus“ przyszedł bez miejsca, czwarty...
Grot oprzytomniał dopiero, gdy po gonitwie, powracał do wagi.
Oprzytomniał pod wpływem groźnego wrzasku tłumów. Wrzaski te chwilami zamieniały się w wycie, a tu i ówdzie słychać było przeciągłe gwizdy. Zewsząd wznosiły się ku górze podniesione laski,
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.
79