za wszelkiemi posądzeniami, a twierdzi jednocześnie, że do „Magnusa“ nikt podejrzany przed wyścigiem się nie zbliżał...
— Zaręczam...
— Zarządzę śledztwo... choć właściwie nie wiadomo od czego zacząć... „Demon wyścigów“... postać mityczna!... Gdzie go znaleźć... Pan Grot powinien przeprowadzić w stajni jaknajdalej idące poszukiwania i mi o nich doniesie Wtedy...
— Energicznie się tem zajmę, panie margrabio!
Prezes zwrócił się w stronę Świtomirskiego, który przez cały czas asystował rozmowie, nie odzywając się ani słówkiem. Patrzył przed siebie zamyślony, jakby w jego duszy rodziło się jakieś mocne postanowienie...
— Nie martw się Huba! — oświadczył. — Wszystko jeszcze dobrze będzie! Różnie w powodzeniu wyścigowem bywa! Albo koń zachorował nagle i rychło wyzdrowieje, albo też istotnie go zatruto. Prawda, niezadługo wyjdzie na wierzch! Dziś przegrałeś, wygrasz jeszcze „Derby“...
— Słaba pociecha! — mruknął Świtomirski, poczem skinąwszy lekko głową pierwszy opuścił gabinet.
Poruszenie, wywołane porażką „Magnusa“ powoli zaczęło się uspakajać. Rezultat analizy stał się śród publiczności wiadomy i wielu nawet obecnie broniło Grota. Zresztą publiczność tak przywykła do „kantów“, że po pierwszym odruchu oburzenia spieszono do kas, aby w następnym wyścigu „odbić się na pewno“ — co przetłumaczone na język zwykły oznaczało — zgrać się ponownie...
Przed trybunami Świtomirski napotkał Ciemnio-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.
83