Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

się Grota ma oznaczać. Grot długo, starannie oglądał ogiera, wreszcie wydało mu się, iż zauważył małą zaschniętą kropelkę krwi, ślad ukłucia na szyi.
Nie ulegało najlżejszej wątpliwości... A może się mylił?
Rzucił się w stronę Błaszczyka, który osowiały stał na progu boksu. Potrząsnął chłopakiem gwałtownie.
— Błaszczyk? Ty?
Chłopak począł płakać.
— Panie... Jak pan może mnie posądzać... Toć ja z powodu przegranej tego „Magnusa“ mało nie zwarjuję...
— Gadaj, kto?... — w dalszym ciągu potrząsał chłopakiem.
Błaszczyk chlipał coraz mocniej.
— Cościk zrobili koniowi... Ale, kto... Sam łba mało nie złamię...
— Kto ostatni był przy koniu?
— Ja cały czas... Później pan go trzymał, mnie posłał po chustkę... Pan powinien wiedzieć lepiej...
Grotowi pociemniało w oczach. On wysłał chłopaka, a sam trzymał konia. Tego jeszcze brakowało, aby podejrzenie miało paść ostatecznie nie niego.
— Tam, do licha...
Tymczasem Błaszczyk namyślał się, jakby nie śmiać czegoś powiedzieć, wreszcie zebrawszy na odwagę, wyjąkał:
— Była... z panem... ta pani...
— Jaka? — zawołał, zapomniawszy o Irmie.
— Ano ta, co z hrabią naszym przyszła... Ale przecie to chyba nie ona...
Nagle Grota uderzyła pewna myśl. Myśl tak potworna i okropna, że w pierwszej chwili sam przed sobą nie śmiał jej wypowiedzieć. Dopiero po chwili mimowolne wyszeptały usta:
— „Demon wyścigów“... to kobieta!


86