Gniew zawrzał w piersi Grota. O, nie zrobią z nim, jeśli chodzi o „Magnusa“, żadnej kombinacji! „Magnus“ — to jego duma, jego nadzieja. Bo, choć dotychczas jeździł z wielkiem powodzeniem, nie udało mu się jednak odnieść zwycięstwa w „Derby“, tej największej gonitwie sezonu. A zwycięstwo w „Derby“ — to szczyt marzeń, to korona karjery każdego żokieja. Nakoniec w tym roku ma duże szanse. Jutro zmierzy się „Magnus“ po raz pierwszy, jako trzylatek, z poważnemi przeciwnikami. Jeśli zwycięży — a pewny niemal jest Grot, że zwycięży — „Derby“ za miesiąc tak, jak murowane...
Wyprostował się dumnie... Wielkie to będzie wydarzenie w jego życiu. Oklaski tłumów, owacje, sam Prezydent Rzeczypospolitej, stale w ten dzień zaszczycający swą obecnością wyścigi, ujrzy, gdy Grota osypią powinszowaniami... Och, nie da sobie Grot wydrzeć podobnego szczęścia...
— Cóż to pan, panie Jasiu, taki zamyślony? Pewnie do „Niespodzianki“?
Drgnął. Sam nie wiedząc, kiedy znalazł się przed wejściem do restauracji. Tuż koło niego stał szczupły, w średnim wieku jegomość, ubrany w stary, poplamiony garnitur. Wystrzępiony krawat, źle zasłaniał brudną i podarta koszulę.
— A... pan Maliński! — mruknął, niezbyt zadowolony ze spotkania.
— We własnej osobie — odparł tamten, ukazując w uśmiechu szereg spróchniałych zębów, — cieszę się, żeśmy się zetknęli... Pragnąłem z panem pogadać...
Grot skrzywił się lekko. Domyślał się, o co go nudzić będzie Maliński. „Typ“, albo pożyczka. Maliński zajmował kiedyś niezłą posadę, ale ją stracił,
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
7