Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

— O co chodzi?
Uszycki pozornie zawahał się, jakby zamierzając oszczędzić Switomirskiemu przykrości. W duchu rad był, że ten pochwycił przynętę. Wyczekawszy moment, celem wywarcia większego wrażenia, pochyliwszy się przez stół, cichym głosem oświadczył:
— Prowadzi konszachty z panią Irmą!...
— Grot z Irmą?... Żarty...
— Jest jej kochankiem!
— Kochankiem?
Niepomierne zdumienie i oburzenie odbiło się na twarzy Switomirskiego. Jeszcze nie wierzył.
— Skąd wiesz?
— Spotkałem przypadkowo Grota na schodach, kiedy szedł do Irmy. Zaciekawiony, pragnąc się przekonać, co on właściwie u niej robi, zaczekałem i stwierdziłem, że nie wszedł tam z jakąś przypadkową sprawą a dłużej pozostał... Wtedy dałem parę złotych dozorcy, a ten mi oświadczył, iż Grot co wieczór odwiedza artystkę, przesiadując do późnej nocy, a czasem wychodząc nad ranem... Cóż ty na to?
— Mylisz się... Grot? Niemożliwe?...
— Daję ci słowo honoru, że nic nie przesadzam! Skoro zaś oszukuje cię z twoją przyjaciółką, równie dobrze mógł dziś sprzedać wyścig!
— Doprawdy, w głowie mi się mięsza!...
— A jednak...
Switomirski parokrotnie potarł nerwowo czoło. Choć nie kochał Irmy znów tak gwałtownie, znać było, że posłyszana przed chwilą wiadomość uczyniła mu przykrość niezmierną... Żokiej... kochankiem jego kochanki!... Co za brudy!... Ostatnia kropla przepełniła czarę goryczy... Już słabo się bronił.
— A może ci się wydało? Może ktoś podobny tylko do Grota?

91