Oprócz zjaw ludzkich na seansach obserwowano zjawy potworów i zwierząt.
Na seansach z Frankiem Kluskim częstokroć pojawiał się drapieżny ptak, przypominający orła. Również zjawiało się dziwaczne stworzenie, coś pośredniego pomiędzy małpą a człowiekiem, ciało jego pokryte było włosem, ręce nadzwyczaj długie.
Juliusz Potocki w „Revue Metapsychique“ pisze, iż potwór ten był niezwykle łagodny, a wydawał się nawet bardzo wzruszony.
Brał ręce obecnych i lizał je. Ponieważ ukazywał się często, uczestnicy seansów przezwali go „Pithecantrop’em“.
Na seansie dn. 20 listopada 1920 r. jeden z uczestników poczuł jego uwłosioną głowę, spoczywającą na swojem ramieniu i opierającą się o policzek. Głowa miała szorstkie włosy, a stworzenie posiadało specyficzny zapach — zapach zmoczonego psa.
Dziwoląg ten, „pithecantrop“, gdy wyciągnięto do niego rękę, lizał ją — język był szeroki i gorący.
Również w Warszawie na seansach u pp. B. pojawiało się widmo psa a jeden z uczestników, francuz, p. Ap. twierdził, że poznaje w nim swego ulubionego dobermana, który przed paru miesiącami zakończył swój „żywot“ doczesny.