wściekłości, w pewnym zaś momencie, oświadczył:
— Czekajcie!
Znikł na chwilę w sąsiednim pokoju, poczem ukazał się przybrany w piękny turecki szlafrok i wspaniałe haftowane nocne pantofle. Nowe zakupy, któremi pragnął się pochwalić! W tym stroju upierał się odprowadzić swoich gości, z kandelabrem w ręku, aż na ulicę.
— Wezmą pana za warjata! — tłomaczył Sandeau.
— Balzac’a nikt za warjata nie weźmie, podziwiać go najwyżej mogą! odparł dumnie i powędrował.
Po drodze, machając świecznikiem, wciąż opowiadał. Chwalił się rumakami arabskiemi, które zamierzał nabyć a których nigdy nie nabył, opowiadał o nich jednak, jak gdyby już stały w jego stajni...
Ostatecznie z trudem namówiono go do powrotu...
∗
∗ ∗ |
W tym to okresie czasu nawiązała George Sand ściślejsze stosunki nie tylko z Balzac’iem. Oprócz niego zapoznała się i ze słynnym krytykiem Sainte-Beuve’em i z Gustawem Planche. Z tym ostatnim szczególniej łączyła ją wielka zażyłość, stał on się jej nieodłącznym towarzy-