Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

— Widzisz żem niezdrowa, nie mogę ci towarzyszyć, zwiedzaj sam Najjaśniejszą Rzeczpospolitą Św. Marka!
Natychmiast zaczęło się zwiedzanie, lecz jakie! Musset powrócił do paryskich przyzwyczajeń, gry i hulanek. On, dzieciak dwudziestotrzyletni, pozostawiony bez hamulca, przebiegał mroczne i kręte uliczki li tylko po to, aby zawierać łatwe znajomości z włoskiemi dziewczynami a potem w ich towarzystwie upijać się do nieprzytomności, lub przegrywał w karty wszystkie pieniądze. A kiedy wracał rano, chwiejąc się na nogach, z podbitemi, zapadłemi oczami — jeszcze robił wymówki, że to z jej powodu popada w najbrudniejszą rozpustę.
— Nie kocham cię — bełkotał — jesteś mi niczem...
Milczała.
— Omyliłem się, daruj, ale nie mam dla ciebie żadnego sentymentu...
— Wiem... mówiła wśród łez.
— Nie jesteś towarzyszem, boś wiecznie chora... A kobietą?... Czy ty wogóle jesteś kobietą?
— Wyrzucałeś mi niejednokrotnie, zawołała w poczuciu obrażonej dumy, że nie potrafię ci dostarczyć rozkoszy zmysłów! Płakałam często z tej przyczyny, lecz dziś powiem — jestem szczęśliwa!...