Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

Pagello i wytłomaczyć mu, że zwarjowałem i w napadzie szału pragnąłem pozbawić cię życia. Pomysł znakomity i godny twoich powieści! Ale zapowiadam: nie wyjdziesz!... chcę cię uchronić od popełnienia nowej podłości... w przeciwnym razie...
— Co w przeciwnym razie? podchwyciła nieco zmieszana.
— W przeciwnym razie, kończył powoli poeta, jak mmie tu żywego widzisz i jak we Francji coś znaczy moje nazwisko, wkleję ci takie epitafjum na twoją opinję, że raz na zawsze przygwożdżę tą całą literacką sławę! Przynajmniej niech wiedzą kim jesteś istotnie!
George zbladła, poczęła cicho łkać, poczem swoim zwyczajem wyrzekać, jęczeć, spazmować i wić się w konwulsjach.
— Nienawidzę cię, powtarzał Musset, patrząc obojętnie na rzeczywiste czy udane wybuchy oburzenia i rozpaczy. Nie graj komedji... Mnie tem nie wzruszysz ani przekonasz... A jeśli chcesz przekonać... zadrwił, zażyj wzorem twoich bohaterek... trucizny!


∗                    ∗

Życie stawało się nie do zniesienia.
Sand obawiała się w gruncie Alfreda, obawiała, iż w przystępie podrażnionych nerwów, zazdrości i gniewu, będzie do wszystkiego zdolny, nie cofnie przed niczem. Nie chciała doprowa-