leży w ostatnim, najmniej wilgotnym pokoju wynajętego domku „Son Vento“.
„Son Vento“ znaczy „dom wietrzny“; istotnie jest to dom wietrzny, bo nie daje zabezpieczenia od przenikliwego chłodu a od nieustannej słoty ściany i wapno, któremi były tynkowane, wzdęły się jak gąbka...
— Nie martw się Chip (tak zdrobniale nazywa Chopina) — lada dzień będziesz zdrów, wszystko minie!...
— Dałby Bóg... odpowiada jej szeptem, spalonemi od gorączki ustami.
Sand pociesza, lecz w gruncie czuje przygnębienie. Zawezwani lekarze nie wiele pomóc mogą, krwotoki zaś Fryderyka zgrozą napełniają domowników, mających zabobonny lęk przed suchotnikami. Nikt choremu usługiwać nie chce, służba ucieka, senor Gomez, właściciel willi, wymówił mieszkanie, każąc lokatorom wybielić je na swój koszt, spalić rzeczy i pościel. Zatargi i szykany stają się tak dokuczliwe, że aż musiał interwenjować konsul francuski, w obronie nieszczęsnych podróżnych. Trzeba koniecznie wyszukać inne locum.
— Skoro ci tylko się polepszy, natychmiast się przenosimy od tych złych ludzi... mówi
— Dokąd? — pyta Chopin
— Wynalazłam znakomite schronienie. Tam prześladowania ustaną. W opuszczonym klaszto-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/93
Ta strona została skorygowana.