Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! trudno... — znów padł okrzyk pełen goryczy z ust pięknej pani.
Powoli zaczęła się rozbierać.
A gdy już miała się położyć do łóżka, wzrok jej spoczął na żółtej torebce.
— Tam będzie bezpieczna...
Ujęła walizkę do ręki, kierując się w stronę sąsiedniego pokoju. Był to niewielki salonik, umeblowany w stylu Ludwika XV — a koło okna stało duże, mahoniowe biurko.
Otworzywszy jedną z bocznych szuflad, Vera nacisnęła na guziczek — rozwarło się tajemne schowanko. Leżał tam plik powiązanych starannie papierów, jakieś większe i mniejsze koperty.
— Do tego pragnęłabyś się dobrać! — z ironją pomyślała o nieznajomej — Długo poczekasz!
Żółty płaski kufereczek spoczął obok papierów. Znów białe paluszki sprawnie poruszyły guziczek — i schowanko zatrzasnęło się bez szmeru.
Vera starannie zamknęła szufladę i powróciła do sypialni, zabierając klucz ze sobą.
Teraz jest spokojna...
Już znalazła się w łóżku. Kładzie kluczyk pod poduszkę. Leży tam również maleńki browning z rękojeścią z masy perłowej — istne cacko. Vera lubi sypiać z tym browningiem — stare przyzwyczajenie z tych czasów, kiedy...
Zdawałoby się miękkie łoże powinno zachęcić do spoczynku. Szczególniej, po dniu obfitym w tyle emocji i wrażeń, jak dzisiejszy...

Ale choć Vera zgasiła światło, długo przewracała się niespokojnie z boku na bok, zanim sen skleił

116