Zdala majaczy mahoniowe biurko.
Już są tuż przy nim. Dziewczyna wskazuje szufladę, on cicho wyciąga narzędzia. Tak cicho, że zda się to nie porusza się człowiek, a lekko skrzydłem brzęczy zapóźniona mucha.
Krótki, suchy trzask — szuflada ustąpiła — już widać guziczek, otwierający wrota sezamu... Lecz jakże daleko czasem bywa od ust do brzegu puharu.
— Kto tam? — słychać z drugiego pokoju, sąsiedniej sypialni, kobiecy głos.
Chwilę stoją w niepewności. Co robić?
— Kto tam? — pada powtórny okrzyk — Odezwać się, albo strzelam!
To Verę zbudził z lekkiego uśpienia cichy trzask. Vera nie lubi w podobnych wypadkach żartować. W mahoniowym biurku znajdują się papiery i żółta torebka, którą odebrała z takim trudem. Niezawodnym instynktem przeczuła niebezpieczeństwo.... Służąca znajduje się w dalszych pokojach, tu niema czasu do stracenia...
Drobna rączka chwyta za wysadzany masą perłową browning. Browning ten — to cacko — ale i on żartować nie lubi...
— Bu.. u... m... grzmi strzał w zamknięte drzwi a z drzewa sypią się drzazgi.
Lęk zamigotał w oczach apasza.
— Wali, psia ją mać!... Odjazd...
Ręka dziewczyny już dosięgła guzika... Rozwiera się skrytka, palce niemal dotykają papierów... Dotykają żółtej torby, lecz w zamieszaniu nie może tego spostrzec...