Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

się przyjść na kolację! — mało nie krzyknął Otocki, ale w porę ugryzł się w język.
Istotnie, zachowanie się nieznajomej było coraz bardziej zagadkowe. Czyżby jakie rozczarowanie miłosne i chęć zemsty nad „niewiernym“? Dlatego zgodziła się udać do knajpki, przyjmując zaproszenie pierwszego z brzegu, lepiej prezentującego się, przechodnia. A teraz żałuje...
Choć Otocki był przygotowany na coś „niezwykłego“ — nie sądził, że tak nudnie spędzi wieczór.
Na szczęście, w tejże chwili zbliżył się kelner, niosąc maszynkę z czarną kawą i nieodzowną butelkę likieru.
Gdy oddalił się, napełniwszy kieliszki, Otocki trącił swoim o kieliszek sąsiadki, sądząc, iż pod wpływem napoju stanie się szczersza. Próżne jednak pozostały te usiłowania. Nie umoczyła nawet w nim swych ust, jak i poprzednio nie udało mu się jej nakłonić, by wychyliła, choć lampkę wina.
— Nie pije pani?
— Nie znoszę alkoholu....
Dobra towarzyszka! Nie pije, rozmawiać nie chce! Ładnie wpadł! A może, gdy się przedstawi — dotychczas nie wymienił swego nazwiska, ani nie wiedział nawet, jak ona ma na imię — nabierze zaufania i opowie mu, co ją skłoniło do samotnej wędrówki po Nowym Świecie i zawarcia z nim znajomości...
— Czy nie słyszała pani o Otockim? — zadał podstępne zapytanie, w nadzieji, że przeczytawszy którą z jego książek, ucieszy się, poznając autora.

8