— Felka! Wpuśćcie, pani Jengutowo!... Uciekłam, ale z dobrej woli powracam...
Drzwi uchylają się podejrzliwie. A nuż dziewucha sprowadziła „gliniaka“? Nie! Jest sama, pokorna...
Zezowate oko wiedźmy od stóp do głowy złośliwie zmierzyło dziewczynę..
— Czego kces?
— Mówię, że powróciłam do was...
— Kces, cholero, żeby Józek tobie ziobra połamał... Ty, potaskówka...
Ryta puściła mimo uszu obelgę.
— Jak mu wszystko wytłomaczę, zrozumie, daruje i żadnej krzywdy nie zrobi... Czy zastałam Józka?
— Co nima być! Nocuje...
— Mogę wejść?
Baba wzruszyła ramionami i wpuściła Rytę do środka. Zrozumiała, że jeśli powraca, to aby całkowicie oddać się pod ich władzę.
— Józek tam śpi! — mruknęła, wskazując ręką w stronę izdebki, poprzednio zajmowanej przez dziewczynę. — Idź!... Pogadaj!... Jak tobie manta, psiamać, nie spuści... frajerka, nie Jengutowa jezdem...
Wczora fasony odwala, chłopa, jak suka gryzie... a dziś po nocach się bradziaży!... Krześcijańskim ludziom ino strach goni...
Dziewczyna nie zważała na gderanie starej.
Wbiegła do pokoiku. Na łóżku, na pół oparty o poduszkę siedział apasz, obudzony głośną rozmo-