Józek pochłaniał słowa Ryty, choć dobrze jeszcze nie wiedział, dokąd to zmierza. Ona tymczasem mówiła dalej.
— Postawiła mojemu ojcu za warunek przed ślubem, aby zapisał na nią prawie cały majątek... Nasz majątek! Bo matka, która nie żyje, wniosła znaczny posag... Wtedy ja i mój brat pozostalibyśmy z niczem... Brat ma dopiero szesnaście lat i wychowywał się wraz ze mną zagranicą. Kiedy dowiedziałam się o szaleństwach ojca, postanowiłam im przeszkodzić...
— Patrzajcie... — mruknął, poczynając coś nie coś pojmować.
— Przyjechałam przed tygodniem ze Szwajcarji. Początkowo probowałam wytłomaczyć ojcu, że Vera jest zła i przewrotna, że ograbi go z pieniędzy i ucieknie. Toć tak już parokrotnie postąpiła w życiu, pozostawiając nawet trupy na swej drodze...
— Taka ci to, cholera?
— Widzisz! Ale perswazje nie odniosły skutku. Wówczas zdobyłam się na krok stanowczy. Dostawszy się sprytnie do skarbczyka ojca, zabrałam z tamtąd klejnoty, pozostałe po matce, oraz dokumenty, mogące być bardzo niemiłe dla Very...
— Po co ci była druga „robota“? — zauważył, coraz bardziej zaciekawiony.
— Zaraz! Te dokumenty nie znaczyły jednak wiele! Natomiast, doszło do mojej wiadomości, że w schowanku u siebie, przechowuje ona papiery, których treść dla niej jest tak kompromitująca, że gdybym je zdobyła, ojciec musiałby zerwać małżeństwo...