Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zechce się pani rozgościć, panno Ryto i nie przerażać powieściopisarskim nieładem!
— Bardzo tu ładnie! — odparła uprzejmie i jakby pragnąc zaznaczyć, że przybywa na dłużej, zsunęła kapelusik, kładąc go wraz z tajemniczą, żółtą walizeczkę na kanapę. W złotem obramowaniu swych krótkich włosów, wydawała się jeszcze piękniejsza.
— Istna wiochna! — pomyślał, a głośno dodał — Zniknę na chwilę, ale zaraz powrócę...
Szybko wszedł do sypialni, wyjął z szafki butelkę z winem i kieliszki. Teraz całkowicie odzyskał humor. Nie tylko śliczna osóbka sama zechciała go w nocy odwiedzić — ale zapewne rychło uchyli rąbek, otaczającej ją tajemnicy...
— Jestem! — zawołał wesoło, pojawiając się z powrotem w gabineciku i ustawiając butelkę i kieliszki na stole — Sądzę, że tym razem pani mi nie odmówi i choć usteczka umoczy w winie.. Wypijemy... za nasze powodzenie... i aby panią przestały gnębić troski...
— Troski? Et, głupstwo troski....
Głos panny Ryty — czy też tej, która pragnęła, aby ją tak nazywano — zabrzmiał wyzywająco.
Siedziała na otomanie, zagłębiona w poduszki, uśmiechnięta zalotnie, a jej policzki barwił rumieniec.
— Ot, tak to lubię!... — podawał kieliszek...
Pochwyciła go chętnie i trąciwszy się lekko z Otockim, wychyliła do dna...
— Brawo! Może jeszcze jeden?...

17