Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Wypadało jednak być dżentelmenem do końca.
— Panno Ryto — rzekł. — Nie uczynię nadal nic takiego, co pani mogłoby być niemiłe. Nie przywykłem siłą zdobywać kobiety... Wogóle, jeśli pozwoliłem sobie względem niej stać się poufalszym, to częściowo jest pani w tem sama winna.
— Niechże pan... zrozumie... — dobiegł go cichy szept wśród łkań — ja... ja nie... jestem... taka...
— Najzupełniej to rozumiem! — odparł. — Ale pocóż była ta cała komedja? Może zechce mi to pani wytłomaczyć?
— Gdybym mogła...
Otockiego nagle olśniła pewna myśl. Nie darmo pisywał psychologiczne opowiadania. Myśl ta wyjaśniała wszystko — i zrobiło mu się dziewczyny żal. Zbyt egoistycznie ją przed chwilą osądził.
— Skoro pani nie chce, to ja za nią wszystko wypowiem! Tylko proszę skończyć z tem zapieraniem się i udawaniem, bo stawia to panią w fałszywem świetle... Nie zamierzam wdzierać się w cudze życie, ani w cudze tajemnice, ale...
Łkania ucichły. Słuchała teraz uważnie.
— Pragnęła pani ukryć się na dzisiejszą noc tak, aby nikt nie mógł jej odszukać... Może chowa się pani przed tym nieznajomym, który nas napotkał w restauracji? Może przed kim innym... W każdym razie chce pozostać w ukryciu... Czy nie tak? Powtarzam, proszę być szczerą...
Zawahała się chwilę — i lekko skinęła główką.
— Dalej wnioskuję — mówił — że jest pani w Warszawie, samotna, lub nie ma do kogo zwrócić się o pomoc. Pragnęła pani na dzisiejszy wieczór

20