Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Bezlitosne, zawzięte. Wiąże ich pokrewieństwo wspólnej walki, w której on jest przeciwnikiem...
— Proszę przestać kłamać! — mówi twardo opiekun — moja pupilka nie tylko nocowała u pana, ale przekonany jestem, pozostawiła...
— Co?
— Żółtą walizeczkę! W niej są skradzione przedmioty!
— Nic o tem nie wiem...
— Nie widział pan walizeczki... nawet w restauracji?
— Nie!... Miała zwykły, damski woreczek!
Krótko zaśmieli się mężczyźni — a ten śmiech zabrzmiał, niby zła wróżba.
— Skoro nie możemy dobrnąć z panem do ładu, po dobroci, postąpimy inaczej!
— Mianowicie?
— Rewizja!
Tylko parę kroków do biurka — i dowód gotowy. Później szafa. Lecz Otockiego nagle uderza pewna myśl.
— Posiadają panowie nakaz rewizji?
— Nakaz rewizji?
Czemu cień niezadowolenia przemknął w oczach przodownika. Policjanta peszy zapytanie o nakaz rewizji? Dla czego opiekun się czerwieni i zaciska usta?.
Otocki jednym susem znalazł się przy biurku. Zasłonił sobą kompromitujący list, chwytając za słuchawkę telefonicznego aparatu.

— Bez nakazu nie pozwolę przeprowadzić re-

34