Otocki, po opuszczeniu jego mieszkania przez nieznajomą i dziwnej przygodzie z rzekomym przodownikiem i niezwykłym „opiekunem“ — długo uspokoić się nie mógł. Z jednej strony rad był, iż trafem udało mu się ujść zasadzki i uratować depozyt — tajemniczą walizkę — z drugiej, rozumiał, że na tej napaści się nie skończy i nie długo oczekiwać należy nowego ataku.
Domyślili się, niezawodnie, iż przechowuje obecnie „skarb“, o który im chodzi. Domyślili — i po raz drugi, jeszcze bezczelniej pokuszą się go odebrać. Och, miała rację panna Ryta — iż samo zetknięcie się z nią, sprowadzało niebezpieczeństwo. Tem niebezpieczniejsze, że nieznane — a on, znalazłszy się przypadkowo w wirze walki, ani nie wiedział o co chodzi, ani kogo broni.
Podszedł do szafy, raz jeszcze obejrzał kufereczek.
Brała go chętka pochwycić za nóż, rozciąć skó-