demoniczną!... Radzę mieć się na baczności, gdyż każdego mężczyznę owija dokoła paluszka... A interesuje się panem... Czytała pańskie romanse...
— No... no!... Któż to taki?...
— Grzesznica o krwawych ustach...
— Co... o?
Śmiech zabrzmiał na drugim końcu telefonicznego drutu.
— Ogłuchł, szanowny mistrz? Wyraźnie powtarzam... Grzesznica o krwawych ustach!...
— Któż się ukrywa pod tą nazwą?
— Więcej nic nie powiem, żeby bardziej zaintrygować. Resztę wieczorem pan się dowie!... O dziewiątej czekam!... Piękne, pa...
Rozmowa została ukończona.
Ach, ta pani Lala! Wiecznie wynajdywać musi jakieś sensacje i niezwykłe atrakcje! Grzesznica o krwawych ustach...
Doktorostwa Turowskich znał Otocki dawno i bywał u nich nawet dość często na przeróżnych przyjęciach. Pan domu — wzięty warszawski lekarz, o dużych dochodach — zapracowany, mało poświęcał czasu towarzyskim stosunkom, rzadko osobiście podejmując gości. Natomiast pani Lala — urocza osóbka w wieku od lat dwudziestu do czterdziestu — prowadziła „salon“. Była to cała jej duma, ten „salon“, a charakter recepcji najlepiej malował jej snobizm. Każdy bodaj więcej znany literat, artysta, polityk, czy sportowiec musiał się u niej przewinąć — a w „zdobywaniu“ sław wykazywała energję i pomysłowość niezwykłą. Szczególniejszemi względami cie-