szyli się cudzoziemcy. O ile nawet któryś mniej wybitny do stolicy zawitał — na jeden wieczór, ozdabiał swą osobą salony pani Lali.
Coś, jakby w rodzaju teatralnej premjery, z występem gościnnym sławnego aktora, czy śpiewaka!
Otocki, jako „rokujący nadzieje“ powieściopisarz, raz na zawsze otrzymał zaproszenie na podobne przyjęcia. Miała zwyczaj przytem pani Lala, nie tylko jemu, ale i innym gościom, uprzednio zapowiadać pojawienie się atrakcyjnej znakomitości: „przybądźcie na pewno — brzmiał wówczas telefon — odwiedzi mnie taki, a taki!“
Ponieważ snobizm jest chorobą dość zaraźliwą, a w naszem społeczeństwie mocno rozpowszechnioną — cisnęli się znajomi, pragnąc się o „sławy“ mniej szego, czy większego kalibru otrzeć. Gwiazdy większego kalibru lśniły tam rzadko — a ciągła pogoń za zmianą i sensacją doprowadziła do tego, że w salonach pani Lali zbierała się socjeta dość mieszana. Nie raziło to jednak nikogo — tem bardziej, że przyjęcie kończyło się znakomitą kolacją, a w obecnych czasach kolacja jest podstawą towarzyskich stosunków.
Oto, czemu niezbyt zdziwił się Otocki, gdy pani Lala, zapowiedziała obecność „grzesznicy o krwawych ustach“.
— Pewnie jaka artystka filmowa!... — pomyślał — i nazwę swą wzięła od tytułu obrazu, w którym odgrywa główną bohaterkę. Ciekawe, kto to być może... Nazwa wcale zachęcająca...
Teraz rad już był, że przyjął zaproszenie. I tak