— Zaraz, mon cher... — kobieta wampir, kobieta pociągająca, jak woń pięknego, a trojącego kwiatu i jak kwiat trujący niebezpieczna...
— Ale któż to taki?
— Pani Vera Gerlicz...
— Vera Gerlicz?
— Widzę, żeś o niej nie słyszał. Zaczynam tedy od początku...
— Pani Vera jest na pół polką a na pół węgierką, gdyż ojciec był węgrem. Zamieszkiwała przeważnie za granicą, nieźle jednak włada naszą mową. Zagranicą wyszła za mąż za jakiegoś barona Gerlicza, który już od paru lat nie żyje...
— Skąd pochodzi przezwisko?
— Powoli! Otóż pani Vera jest niewiastą niezwykle urodziwą, o południowym typie i czerwonych, niczem krew ustach. We Francji, gdzie przebywała ostatnio, kochano się w niej na zabój, a śród wielbicieli nie brakło książąt krwi, potentatów finansowych i artystów. Podobno jednak odznacza się wielką zmiennością charakteru... i kaprysami... w swych uczuciach i przywiązaniach. Pewien, rozmiłowany w niej malarz, który przez jakiś czas cieszył się jej względami w Paryżu, gdy następnie jęła go traktować ozięble i pogardliwie — namalował przez zemstę portret pani Very, trochę zmieniony tylko i posłał na wystawę z napisem: „Grzesznica o krwawych ustach“...
— Ach, pojmuję...
— Zaczyna ci się rozjaśniać w głowie! Portret był tak podobny, że trudno było powątpiewać kogo