szy opis zewnętrznego wyglądu tyle intrygującej „grzesznicy“, gdyby w tejże chwili nie powstał jakiś ruch u wejścia.
— Otóż i ona...
Jeśli Otocki, na zasadzie opowiadania przyjaciela, zdąrzył wytworzyć sobie pewien obraz pani Very, to rzeczywistość nie zadawała kłamu temu obrazowi. Do salonu weszła zaiste piękna kobieta. Była wzrostu więcej niźli średniego, o kształtach może nieco zbyt pełnych, ale niezwykle harmonijnych, które podkreślała obcisła jedwabna wieczorowa suknia. Matowo bladą twarz bramowały czarne, wpadające niemal w kolor niebieski włosy, a gorejące jak djamenty wielkie oczy i czerwone, zmysłowe wargi, z poza których połyskiwał rząd oślepiająco białych ząbków — nadawał dziwny wyraz tej twarzy... Nie przesadzał pan Tonio! Było w niej coś kuszącego, a jednocześnie drapieżnego, coś rozkosznego i coś groźnego. Taki wyraz posiadać musiała królowa egipska Kleopatra, która za cenę jednej nocy miłosnej żądała życia swych kochanków... Grzesznica o krwawych ustach zapewne świadomie nie żądała ich życia — ale znać było, że jest to kobieta, która zarówno wyrafinowanie pieścić potrafi, jak i wyrafinowanie znęcać się nad mężczyzną... Lat mogła liczyć trzydzieści parę, lecz właśnie ta pewna dojrzałość dodawała jej niebezpiecznego uroku, a każdy szczegół wyszukanej i wytwornej tualety, jakby umyślnie dobrany został, aby tem więcej podniecać i drażnić...
— Wielka dama i hetera! — pomyślał Otocki. —