Wampir w paryskiej tualecie! Mają słuszność... Niebezpiecznie się w takiej zakochać...
W ślad za piękną panią postępował wysoki, chudy, starszy mężczyzna — prezes Stratyński. Był to sztywny, małomówny pan, przejęty znaczeniem własnem i potęgą posiadanych pieniędzy. Przywykł do tego, iż wszędzie liczono się z nim, nadskakiwano i zabiegano o jego przychylność — dla tego też traktował wszystkich z góry.
Doprawdy, wielka musiała być potęga uwodzicielki, iż udało jej się prezesa w sobie rozmiłować. Toż na pierwszy rzut oka sądzićby było można, iż oschłego i zimnego Stratyńskiego nic już poruszyć nie jest w stanie — a ci co znali go dobrze, wiedzieli, że w życiu postępował bezwzględnie, nie bawiąc się w zbędne sentymenty. Lecz, jeśli w duszy podobnego mężczyzny zrodzi się namiętność, taka namiętność może go spalić, jak płomień!
Lecz czemuż na obliczu Stratyńskiego mimo na pozór ozięble uprzejmej maski i protekcjonalnego uśmiechu, przebijał jakiś smutek czy niepokój? Czyż dręczyły go troski? Czy przeczuwał, że miłość pani Very, nie da mu szczęścia, czy też zaprzątały go inne zmartwienia...
— Jest szalenie zazdrosny o narzeczoną — posłyszał Otocki uwagę Tonia — ale to tak zazdrosny, że wścieka się, gdy kto dłużej na nią patrzy! Musi jej wszędzie asystować i znosić, że pani Vera swobodnie flirtuje, bo niezbyt liczy się ona z jego obecnością... Dziś jednak wygląda szczególnie niezadowolony...