Pierwszy przemówił apasz.
— Kiedym dziewuchę nad Wisłom obaczył — se myślę Felka! Podchodzę... robi ważną, nie chce gadać... To fest jom trajluje... A to... a owo... bawilim się w piasku. Alem ci kikował w oba!... Jak tylko ona do mnie zaczyna gadane... zaraz skombinowałem... nawala! A ta zaraz marga o „robocie“. Tom ją do was sprowadził, matka... Strugałem frajera...
— A potem, jak u was się ostała, chodu na miasto. Pytam jednego, drugiego z chłopaków... powiadajom, jak siedziała w winzieniu, tak i siedzi Felka... To już tylko się śmiałem, a przyszedłem wieczorem, żeby se wykapować, czego ta frajerka od nas chce...
— Tak to było...
— Uczciwie myśli „robotę“?
— Uczciwie to ona ją myśli! Jeno nie o forsę, a o te papierki jej chodzi!
— Kombinacja?
— Cościk tu ukrytego jezd!
Baba jeszcze zawzięciej podrapała się po nosie i jeszcze zawzięciej zazezowało krzywe oko.
— Co zrobim?
Józek miał już swój plan.
— Co zrobim? Ano tak, jak ona chce! Zrobim „robotę“. Tylko...
— Tylko?
— Tej „facjendy“, tych papirków nie powącha dziewucha... Od niej wydobendziem na co potrzebne i same forsę zarobim!
— Oj, kozak Józek! — zauważyła z uznaniem.