Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

rysy dość prawidłowe, usta czerwone i pukle złoto-blond włosów... Ma taką ładną żonę, a za innemi lata! — zadziwiła się w duchu.
Weleszowa, mimo, iż pogrążona nieco w cieniu, wielce zażenowana musiała być swą wizytą, bo trochę drżącym głosem przemówiła:
— Przychodzę w dość drażliwej sprawie i sama nie wiem, jak mam zacząć... Pani zna mego męża?...
Zgóry domyślała się, iż takie ją spotka pytanie. Oczywiście, w jakiej innej sprawie mogła do niej przybywać, jak nie w sprawie męża? Mańka była kiedyś w teatrze na „Damie Kameljowej” i ta sztuka podobała jej się bardzo. Teraz wyobrażała sobie, że rozmowa przybierze podobny obrót, jak w tej sztuce, z tą tylko różnicą, że nie ojciec, a żona, przychodzi dopominać się o swe prawa, i że jej wcale nie zależało na Hipciu... Uczyni zapewne tej niewieście wielką przyjemność, jeśli jej to wnet oświadczy na wstępie.
— Znam! — odparła. — Tylko mogę szanowną panią zapewnić...
— Ach! — nie pozwoliła jej dokończyć. — Wcale nie mam o to żalu, że mój mąż panią odwiedza...
Mańka oniemiała.
— Do... flirtów mego męża oddawna jestem przyzwyczajona... Nie będzie pani, będzie inna... To, co pragnę powiedzieć, niema z tem żadnego związku i jest więcej niż poufne. Z dziwną otuchą szłam do pani, spodziewając się, że napotkam dobrą i rozsądną istotę... Nie zawiodłam się... Pani musi być bardzo dobra.
— Och... — mruknęła Mańka, ujęta i nieco zażenowana komplementem.

— Napewno! Dlatego też zdecydowałam się szczerze opowiedzieć to, co niezbyt jest miłe powtarzać, szczególniej żonie...

98