Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

nie dawał do niczego dotknąć się służącej. A przytem starał się być taki miły, rozmowny, nadskakujący, że Mańka w duchu zauważyła:
— Jakto potrafi się układać!... Tylko go rozsmarować na bułce... A w domu co z żoną wyrabia?... Łajdak!
Tymczasem Hipcio, pewny zwycięstwa i nie chcąc czemkolwiek urazić bogdanki, zachowywał się nienagannie. Gadał i o teatrze, i o ploteczkach warszawskich, i o swoich przygodach miłosnych — a z ust jego, mimo, iż pił sporo, nie wymykało się jakiekolwiek niewłaściwe słówko, ani dwuznaczna aluzja.
— Klasa chłopczyk!... No... no... Czy będzie takim do końca?
Ukradkiem spojrzała na zegarek. Dochodziła północ. Przegawędzili niepostrzeżenie sporą liczbę godzin, ale do siódmej daleko. Czy wytrzyma? Jeśli Hipcio zachowywać się będzie tak, jak dotychczas, spokojnie zniesie jego paplaninę — a przesiedzieć z pijakiem do rana, to dla niej nie pierwszyzna... A jeśli zacznie być natarczywy? Hm... Ma środek nasenny i pod pierwszym lepszym pozorem mu go do wina doleje.
Spojrzenie Mańki na zegarek nie uszło uwagi Hipcia. Zrozumiał on je po swojemu i może po swojemu doszedł do wniosku, że siedząc równie grzecznie, nie dość wyraźnie okazuje swoją gorącą miłość ukochanej, bo przysunąwszy się do niej z krzesłem i cmoknąwszy ją głośno w rękę, zawołał:
— Królowa patrzy na zegarek? Nudzi się z Hipciem królowa?
— Ależ wcale! — zaprotestowała nieszczerze.

Hipcio tymczasem, dorwawszy się do jej dłoni, ślinił ją zawzięcie. Ślinił z góry i z dołu, a mruczał przy tem, jak kot, łasujący, przy misce mleka... Nie broniła-

112