Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

by mu tej niewinnej w gruncie zabawki, gdyby Hipcio, nabrawszy śmiałości po pierwszych zdobyczach, nie opuścił się na kolana, wargi jego dotknęły jej ud, a niespokojna ręka nie poczęła błądzić....
— Hipciu! Rączki przy sobie! — zawołała groźnie.
Welesz zmieszał się, zaczerwienił, cofnął rękę i począł bełkotać:
— Nie gniewać się... Hipcio tak kocha swoją królowę, że jeśli mu ta każe, tydzień, miesiąc, grzeczny będzie... i ani mru-mru...
Miał minę ukaranego dziecka, któremu za karę odebrano zabawkę, i które się boi, że wogóle starsi każą mu wyjść z pokoju. — Głupia ta Weleszowa — pomyślała w duchu Mańka — z nim tak łatwo dać sobie radę!.. A może tylko świetnie udaje?
— Panie Hipolicie, — rzekła głośno, — bardzo pana lubię, jako towarzysza, ale pozatem nic!... Pogawędzimy sobie, jak przyjaciele... Co do rozmowy wczorajszej, dziś jeszcze nie dam odpowiedzi, pierścionek zaś...
Uczyniła ruch, rzekomo pragnąć ściągnąć z palca ozdobę. Wyraziwszy się w taki sposób, chciała postrzymać gwałtowniejsze zaloty grubasa, nie odbierając mu całkowicie nadziei. Gdyby tę nadzieję odebrała, obraziłby się Hipcio i odszedł, a temu należało przeszkodzić...
Hipcio, nie wstając z kolan, przykucnięty u jej stóp, nadal swym sposobem rozkapryszonego chłopaka mamrotał:
— Moje ty śliczne złoto... Moje ty kochanie... Nie zrobię nic, z czego nie byłabyś zadowolona...
— Świetnie!

— I jak się lepiej poznamy... to Hipcio się ze swoją panią ożeni!...

113