Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

wawszy się nad jego niedolą, stała się dlań łaskawsza. Siedziała więc, jak na rozżarzonych węglach, świerzbił ją język, i nie mogąc się pohamować dłużej, palnęła:
— A ja słyszałam wręcz coś przeciwnego!
— Co pani słyszała? — zdziwił się Welesz.
— Słyszałam, że to pan nie chce się zgodzić na rozwód i siłą w domu żonę zatrzymuje! Słyszałam z bardzo pewnych ust! I pocóż całe to bujanie, mnie pan nie nabuja!...
Welesz wyprostował się, a jego czerwona, zazwyczaj dobrodusznie uśmiechnięta twarz, nabrała wielkiej powagi, poprzez którą przebijała obrażona duma.
— Droga panno Mary, — rzekł, — mogę być pijakiem, hulaką, utracjuszem, ale nigdy nie kłamałem i nie mam powodu kłamać!... Ja się nie zgadzam na rozwód? Zatrzymuję żonę? Któż podobnych bredni pani naznosił?
— Był taki...
— Nie chce pani powiedzieć? Bardzo nieładnie, gdyż za szczerość, należałoby odpłacić szczerością. Nie lubię intryg i plotek... Czy zechce mi pani wymienić nazwisko plotkarza, o ile dam natychmiast dowody, że powiedziałem prawdę?
Nie, on natychmiast da dowody! Zaiste, nie spodziewała się, że Welesz tak świetnie umie udawać! Skinęła głową.
— Chętnie! — rzekła. — Ale jakież mi pan da dowody?

Welesz uśmiechnął się. Wyjął portfel, coś w nim wewnątrz pogrzebał i wyciągnąwszy stamtąd jakowyś list, podał go Mańce. Poczęła czytać. W nagłówku pisma widniało wydrukowane nazwisko bardzo znanego w sprawach rozwodowych adwokata, i przez tego adwokata list był podpisany. Z treści jego wynikało, że praw-

116