— A do djabła! — zaklęła głośno.
Tymczasem Welesz naglił:
— Powie pani?
Zdecydowała się. Powie mu wszystko! Co ją to obchodzi i dlaczego ma się pakować w intrygi i zawikłane historje? Albo on kłamie, albo ona kłamie... A te dokumenty? Powie mu wszystko, a później niech sobie głowy urywają!... Mogła się lekkomyślnie zgodzić na plan Weleszowej, lecz teraz... Ma przyjmować na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność? Więc powie. Nie popełnia nawet niedyskrecji, bo Weleszowa prowadzi niewyraźną grę...
— Pańska żona odwiedziła mnie wczoraj... — poczęła.
— Moja żona... u pani? — Hipcio z nadmiaru wrażenia aż upadł na krzesełko — i cóż?.
Zamienił się cały w słuch.
— Rozmawiałyśmy długo. Wyznanie jej nie zgadza się z pańskiemi słowami, dlatego też zdecydowałam się...
Teraz nie skąpiła szczegółów. Opisała więc wygląd zewnętrzny odwiedzającej, jej nieśmiałość, łzy, skargi na złe pożycie i brutalne postępowanie męża. Później — jak żaliła się tamta, że mąż nie tylko nie daje zezwolenia na rozwód, ale siłą zatrzymuje w domu, nie chcąc zezwolić na wyjazd, ani na zabranie najkonieczniejszych nawet rzeczy, że pragnie ona uciec, a musi to uczynić chyłkiem, w obawie by Welesz z powrotem nie sprowadził jej przy pomocy policji. Powtórzywszy wszystko z najdrobniejszemi detalami, wyznała wreszcie Mańka zamiar Weleszowej, zatrzymania małżonka do rana — a podszedłszy do niewielkiego sekretarzyka, gdzie znajdowała się buteleczka ze środkiem nasennym,