razem — o ile w mieszkaniu będzie — i jaki rozmowa obrót przyjmie...
Rychło znaleźli się przed domem, w którym zamieszkiwał Welesz. Do mieszkania znajdującego się na parterze, prowadziło wejście bezpośrednio od ulicy, nie przez ogólną bramę. — Hipcio uważnie spojrzał w okna — wszędzie panowała ciemność, a może li tylko okiennice nie przepuszczały z zewnątrz światła. Otworzył drzwi z klucza, wszedł, przekręcił kontakt elektryczny, i snop światła padł, oświetlając schody, wysłane puszystym dywanem.
— Proszę! — wskazał Mary drogę, a gdy znaleźli się wewnątrz, zatrzasnął drzwi, dodając:
— Zresztą pójdę pierwszy...
Niezwykle zaintrygowana podążyła za nim na górę. Zapalane po drodze lampy ujawniły bogate choć nieco staroświeckie urządzenie domu. Zewsząd wyzierały ciężkie rzeźbione meble, wielkie obrazy w złoconych ramach, ówdzie rzeźby i posągi.
Tak przeszli przez dwa wielkie salony, nie napotykając nikogo, a cały dom wydawał się wymarły.
— Dziwne — pomyślała Mańka — przecież tu niema nikogo.
Te same refleksje nasunąć się musiały gospodarzowi, bo rzekł:
— Musiał ktoś zażartować z pani!... Moja żona jest nieobecna... Służba śpi na drugim końcu mieszkania...
Rozchmurzył twarz, pchnął drzwi i przekręciwszy kontakt, gestem zaprosił ją do następnego pokoju.
— Oto moje sanktuarjum i gabinet... tu mieści się moja kolekcja!
Mańka obrzuciła szybko wzrokiem i gabloty i makaty i ciężkie draperje, oraz bogatą kolekcję broni,