Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

wiem wszystko... Była pani u mnie wczoraj i chciała mnie wciągnąć w swoje szacherki...
— Ja byłam u pani?
— Tak! Dość tych wykrętów! Była pani, żeby mnie nakłonić, abym zatrzymała męża do siódmej rano, bo przez ten czas pragnie pani zabrać swe rzeczy, których mąż jakoby nie wydawał, i o siódmej wyjechać. Co prawda, nie raczyła pani nadmienić, że to chodzi o klejnoty miljonowej wartości!... No, może nie tak było?...
— Kłamstwo!
— A kto mnie prosił, żebym w razie czego, męża uśpiła, a nawet doręczył mi nasenny środek?
— Uśpiła? Nasenny środek? Nowe kłamstwo!...
Weleszowa wzruszyła ramionami i rzuciwszy na Mańkę spojrzenie pełne pogardy, skierowała się ku drzwiom. Wyszłaby może, ale frazes, jaki padł z ust dziewczyny, przykuł ją do miejsca:
— Na szczęście mam dowody!
— Dowody? — W głosie Weleszowej zadźwięczało szyderstwo. — Ciekawam jakie? Panienka je wymyśliła?
Mańka aż trzęsła się z podniecenia — takiej czelności nie wydarzyło jej się nigdy dotąd napotkać.
— Dość tych tonów obrażonej królowej! — wrzasnęła niemal, — tego kręcenia nosem! Może pani zaprzeczy, że nie pisała tej karteczki?...
Postąpiwszy o parę kroków, wyciągnęła ku niej bilet. Po twarzy Weleszowej poraz pierwszy przebiegł cień niepokoju. Uważnie przeczytała karteczkę, poczem czerwieniąc się nieco, drżącym głosem rzekła:
— Skąd pani to ma?
— Jakto skąd? Pani mi to dała!

— Nigdy nie dawałam, bo powiadam, nie znam

127