Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

pani, u niej nie byłam i widzę ją poraz pierwszy!... Kartka ta jest sfałszowana!...
— Nie, to przechodzi wszelkie granice! — gniew Mańki wzmagał się coraz bardziej. — Nie, to przechodzi wszelkie pojęcie, żeby kłamać tak bezwstydnie! Wczoraj zjawia się u mnie, poznaję ją doskonale, doręcza karteczkę... błaga... prosi... a teraz udaje, że nietylko mnie nie zna, ale nigdy nic mi nie dawała... Bóg mnie strzegł, że w porę zdążyłam wycofać się z tej brudnej sprawy. Bo przy takiej przewrotności, zaczynam wierzyć, że i ten sławny środek nasenny, nie jest niczem innem, jak trucizną! Tak, trucizną. Chciała pani pewnie otruć męża, a potem podejrzenie zepchnąć na mnie... Zaczynam pojmować... i szczerze będę rada, o ile władze sprawdzą zawartość flaszeczki!...
W zachowaniu się Weleszowej, dotąd tak dumnej i wyniosłej, zaszła nieoczekiwana zmiana. Przygarbiwszy się nieco, jakby pod wpływem druzgocących zarzutów, przybliżyła się do stołu i wziąwszy niepewnie flaszeczkę, spoglądała długi czas na nią w milczeniu. Potem bezsilnie opadła w stojący w pobliżu fotel. Na zarzuty Mańki nie odpowiedziała ani słowa, patrzyła tylko przed siebie jakimś tępym wzrokiem, zagłębiona snać w myśli ponure. Również i Mańka zamilkła, w podnieceniu tylko uderzając końcem lakierowanego pantofelka o posadzkę. Chciała Weleszowa, to i ma... Nie trzeba było z nią zaczynać! Cała sprawa jasna jest, jak na dłoni, i gotowa to samo powtórzyć choćby w tej chwili sędziemu śledczemu. Przestanie się wreszcie zapierać!... Dowody są nazbyt wyraźne.
— Cóż ty na to wszystko? — odezwał się do żony Welesz, który, stojąc za biurkiem, obserwował całą scenę. — Sądzę, dalsze wykręty nie pomogą?

Weleszowa, napół leżąc w fotelu, nadal zachowy-

128