Cóż to znaczy? Wszak tamta nie miała jednego palca u prawej dłoni!...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Może w godzinę później, w jednym z pokojów, sąsiadujących z gabinetem, w którym rozegrał się dramat, Den przystąpił do szczegółowego badania Mary.
— Więc panią uderzył dopiero ten szczegół, iż nieboszczce nie brakowało żadnego palca u dłoni?
— Tak! Ta kobieta, która podała się u mnie za panią Welesz miała ich tylko cztery, brakło jej czwartego palca u prawej ręki...
— A przedtem nic pani nie zauważyła? — rozpytywał dalej Den.
— Nic.
— Podobieństwo nieznajomej do nieboszczki było tak wielkie?
— Naturalnie!... Ta sama podstawa, rysy twarzy, włosy... Uderzyły mnie tylko pewne różnice w głosie... Sądziłam jednak, że umyślnie zmienia głos, lub pod wpływem podniecenia brzmi on trochę inaczej.
— Rozumiem!
— Pozatem, przysięgłabym! Co prawda, twarz nieznajomej zasłaniał żałobny welon, i zajęła ona miejsce tyłem do światła, ale jednak rysy mogłam rozróżnić wybornie.
Den skinął głową.
— Sugestja! — mruknął, — albo niezwykłe podobieństwo! Ktoś się znakomicie ucharakteryzował na panią Weleszową, a ponieważ jednocześnie doręczył sfałszowane pismo, wytworzył wrażenie, że to być mogła tylko ona.
— Ale kto?