człowieka równie dobrze wychowanego, jakim był Den. Natomiast pochłonięty innemi myślami, rzucił:
— Czy ten Doriałowicz jest naprawdę tak bogaty?
— Podobno, bardzo! — odparła nieco podrażnionym głosem. — Zresztą, mało mnie on obchodzi i jego pieniądze!...
— Hm... hm... — mruknął — oczywiście!...
Tu przerwała się ich rozmowa. Den nie miał miny człowieka, zadowolonego ze siebie.
Było już dobrze po szóstej rano, i ludzie spieszyli do pracy, gdy Mańka znalazła się w domu. Rozebrawszy się szybko, wsunęła się pod kołdrę, długo usnąć nie mogąc, wstrząsana nerwowemi dreszczami.
Wreszcie zmęczenie skleiło jej powieki, lecz sen nie przyniósł upragnionego odpoczynku. Wprawdzie zasnęła głęboko i mocno, ale podniecona wyobraźnia pracowała dalej, przetwarzając ostatnie wrażenia w straszne i koszmarne wizje.
Śniła więc Mańka, że należy do jakiejś tajemniczej szajki, na czele której stoi czarna dama... Sroga, nieprzystępna... a brakuje jej czwartego palca u prawej dłoni... Banda popełnia rabunki, napady, morderstwa... Jej każą zabić Welesza... Nie, ona się na to nie godzi!.. Grozi jej czarna dama, grozi, że ją zamknie w jakichś podziemiach!... Mańka rzuca się na czarną damę, ale ta jest silniejsza... Towarzysze biegną zbrodniarce na po-