Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

pojąłem, jak mi zależy na tobie... Zmienię się... i przepraszam cię zato, co było... Czy gniewasz się jeszcze?
Na ustach Mańki zaigrał lekki uśmiech triumfu. Więc jednak, mimowolnie doprowadziła tego starszego, wyrachowanego pana do oświadczyn miłosnych, do ukorzenia się przed nią.
— Jeśli postępowałem dziwacznie, — mówił dalej, — czyniłem to jedynie dlatego, że zamierzyłem, aby nasz związek prędzej, czy później, zakończył się małeżństwem. Pragnąłem jednak być pewnym mojej żony, bo żona, to nie przyjaciółka!... Studjowałem cię też... i teraz po namyśle, zadecydowałem przyśpieszyć nasz związek. Zapytuję: pragniesz zostać moją żoną?
Wszystko to spadło na Mańkę tak nieoczekiwanie, że ledwie mogła zebrać myśli. Była oszołomiona, ale jednocześnie znakomicie pojmowała teraz postępowanie Doriałowicza. I znów przed oczyma wyobraźni jęły się snuć obrazy: majątek, szacunek ogólny, dostatek, tytuł dyrektorowej... Dni parę temu, klasnąwszy w dłonie, zarzuciłaby ręce na szyję opiekunowi, wołając z radością, że się zgadza. Dziś było trudniej, bo wszak istniał Korski... Korski wprawdzie nie mógł jej zapewnić podobnego dobrobytu, ale Korski był młody... podczas gdy Doriałowicz — stary... Korskiego nie kochała, ale lubiła bardzo — Doriałowicz dotychczas budził jeno odrazę... Lecz bogactwo jest silnym magnesem. Zmięszanie dziewczyny było tak wielkie, że nie wiedzieć kiedy, wyszeptały jej wargi:
— A Korski...
— Cóż Korski? — zapytał ze zdumieniem Doriałowicz. — Cóż Korski ma do naszej rozmowy? Czyżbyś co słyszała o tej historji?...
Zdziwiła się zkolei.

— Jakiej historji?

139