Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

używa za skradzione pieniądze, dopóki nie popełni nowego łajdactwa...
— Pan jest za dobry! — wyrwał jej się okrzyk.
— Nie wiem, czy jestem dobry, — uśmiechnął się lekko, — ale zbyt mało interesujący to temat, byśmy dłużej mieli się zajmować moim sekretarzem. A teraz, proponuję, moja droga, żebyś wstała, przejedziemy się może trochę, to do reszty omówimy nasze plany... Musiałaś nie spać całą noc, bo tak późno zastaję cię w łóżku? Blada jesteś, oczy podkrążone, świeże powietrze nie zawadzi...
— Byłam zdenerwowana, nie mogłam zasnąć, aż dopiero rano... Przejadę się chętnie!
Istotnie spacer uśmiechał się jej bardzo. Choć poto, aby skupić myśli. Wyprawiła tedy Doriałowicza do sąsiedniego pokoju, a sama jęła się pośpiesznie ubierać. Prysznic, a później mocne nacieranie ciała wodą kolońską odświeżyły ją nieco. Pudrując twarz przed lustrem, aby usunąć bladość — ślad niedawnych przeżyć — rozważała, iż doprawdy zbyt wiele niespodzianek spadło na nią. Wczorajszy wieczór z Weleszem, samobójstwo Weleszowej, dochodzenie Dena... Oświadczyny Doriałowicza, wiadomość o Korskim... Jaką ma dać odpowiedź opiekunowi? Zgodzić się na małżeństwo? Wahała się, bo choć odpadł Korski, o którym teraz wspominała z odrazą, nie nęciło ją pożycie z dyrektorem Dziś jest czuły, słodki, gdyż boi się ją utracić. A później? Znów będzie zimny, oschły, despotyczny, marudny. Czy z nim wytrzyma? Sama na to dziś sobie nie umie dać odpowiedzi, lecz z drugiej strony taka „karjera” nie często się trafia kobiecie!... Może w czasie spaceru poweźmie postanowienie...

— Jestem gotowa!

141