Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

miechnąwszy się dyrektor. — Jazda autem w Warszawie nie należy do przyjemności. Zresztą przygotowałem niespodziankę...
— Niespodziankę?
— Parę dni temu kupiłem willę. Pragnę ci ją ofiarować, jako ślubny upominek!... Może więc ją sobie obejrzysz?...
— Żartuje pan chyba?
— Wnet się przekonasz!...
Gdyby w tej chwili jął z nieba spadać nagle deszcz złoty — zadziwienie Mańki nie byłoby większe... Własna willa... Nieoczekiwana wiadomość, jak dotknięcie różdżki czarodziejskiej, rozproszyło przykre i bolesne wspomnienia... W pierwszym porywie radości, chciała zarzucić Doriałowiczowi ręce na szyję, ale opanowawszy się, tylko mocno uścisnęła jego rękę.
Odwzajemnił ten uścisk.
— Zadowolony dzieciak ze mnie?
Ona nie miałaby być zadowolona?! Palił ją wstyd, iż przez tyle dni śmiała posądzać o nieczyste sprawki człowieka, który zamierzał dla niej tyle uczynić!...
— Nie warta jestem! — wyrwał jej się cichy szept.
Doriałowicz, rad z wywołanego wrażenia, mocniej przycisnął jej dłoń. Tak jechali w milczeniu przez długą chwilę.
— Otóż, jesteśmy! — oświadczył nagle, gdy auto śród ciemności przystanęło w pobliżu jakiejś szarej masy.
Mańka wyskoczyła raźno. Niechaj prędzej ujrzy tę swoją willę. Z trudem zdaleka rozróżniając kontury domu, przebiegła szybko parę kroków i wydała cichy okrzyk zachwytu:
— Ach!...

Był to w rzeczy samej piękny, jednopiętrowy pała-

144