Na co właściwie oczekiwali zebrani tam na dole?
Na drugie pytanie znalazła się wnet odpowiedź. Bo oto rozległ się jakby głos fletu, rozmowy na dole ucichły i powoli rozchyliła się niebieska kurtyna, ukazując niewielką scenkę, tonącą w potokach blado-zielonkawego światła. Zabrzmiały takty przytłumionej, snać ukrytej muzyki i po chwili na wzniesienie wbiegło tanecznym krokiem sześć nagich dziewcząt. Wszystkie bez wyjątku zbudowane świetnie, zapewne ładne — choć zdala ich twarzy nie dawało się dobrze rozróżnić. Cały strój ich stanowiły jeno długie pończoszki i złociste pantofelki — i każdej z nich śmiało dla osłony, mogła wypożyczyć pramatka Ewa swój figowy listek...
Z zapartym oddechem śledziła Mańka ich pląsy... Jeśli to miał być tanieć, to był to taniec wielce szczególny — a właściwie coś po stokroć gorszego. Na pozór odtwarzały dziewczęta, łącząc się po dwie lub trzy, coś na kształt żywych obrazów, scen wzorowanych z grup, widniejących na antycznych, greckich lub rzymskich posągach. Ale pozy te, pod pokrywką klasycznego piękna, zawierały coś tak nieprzystojnego a lubieżnego, były taką najznakomitszą imitacją wszelakiej perwersji — a przyklękania, pocałunki, uściski, cechowało wyuzdanie równie bezwstydne, że nawet ona, Mańka, co nie obce jej były żadne tajniki, mruknęła przez zęby:
— No... ale...
Nagle zapadła kurtyna. Czyżby spektakl już się zakończył? Zerknąwszy na siedzących na dole widzów, spostrzegła, iż rozpustne obrazy, wywarły zamierzony skutek. Pod wpływem nagich ciał kobiecych, a może oszałamiających narokotyków, zapalonych w kadzielnicach, których dym snuł się po salce gęstemi kłębami,