Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

dnie widziała ją po raz pierwszy, w głosie i w ruchach było nie wiedzieć co, ale coś znajomego.
— Kim pani jest? — odrzekła dość ostro — i skąd pani się tu wzięła?
Nieznajoma uśmiechała się nadal, nie zrażona szorstkiem odezwaniem.
— Jestem właścicielką tej willi! — wyjaśniła spokojnie — i ja raczej winnam zapytać skąd pani się tu znalazła, bo ten korytarzyk nie jest przeznaczony dla wszystkich..
— Pani właścicielką tej willi? Przecież Doriałowicz?...
— Jaki Doriałowicz?
Tyle zdziwienia zabrzmiało w głosie rzekomej właścicielki willi, że Mańka poczuła, iż poczyna mieszać się jej coś w głowie.
— Przywiózł mnie tu pan Doriałowicz! — szybko wyrzucała z siebie słowa — mówił, że ta willa ma być moja... Mniejsza z tem!... Zamknął w pokoju, wyszedł i nie wrócił... Przypadkowo nacisnęłam sprężynę, znalazłam się tutaj i widziałam...
— I zobaczyła pani to, czego nie powinna była widzieć!... Istotnie odbywają się tu u mnie zebrania dla niektórych przyjaciół... Co się tyczy jakiegoś pana... jak pani twierdzi... Doriałowicza to go nie znam... W każdym razie, może przejdziemy do pokoju...

Istotnie gwar dzikich wykrzykników, chrapliwego zmysłowego bełkotu, dobiegający z dołu, stawał się coraz silniejszy i widocznie nieznajoma uważała, że ten akompanjament przy ich rozmowie jest zbyteczny. To też odwróciwszy się dała znak, by Mańka podążyła za nią. Postępując te parę kroków za nieznajomą — w głowie dziewczyny, niczem błyskawice, przelatywały my-

155