czące ją zapytania, dopóki nie zaspokoi jej ciekawości, jęła szybko opowiadać swe przygody. Powtórzyła dość chaotycznie, bo po upadku bolała ją głowa i nadal z trudem zbierała myśli. W ogólnym zarysie uświadomiwszy Józkę w jaki sposób w willi się znalazła i co widziała, przeszła następnie do opowieści o swem spotkaniu z tajemniczą damą, kłótni i walce, zakończonej niespodzianym ciosem i upadkiem w zapadnię. Dziewczyna słuchała tych wyjaśnień z płonącemi oczami a skinienia jej głowy świadczyły, że podobne przygody czynią na niej wielkie wrażenie.
— To tak cię zmanili? — oburzyła się szczerze — ale czego oni chcą od ciebie?
— Oto właśnie zagadka!... — Ale teraz ty mów! Gdzie jestem?... Co ty tu robisz?...
Józka spojrzała na nią z wyrzutem.
— Wczoraj była... widziała a jeszcze pyta?... Bo od wczoraj leżysz... a teraz jedenasta rano... Wiadomo, co jest!... Bajzel i złodziejska melina! Choć ja ci powiem i taki dom i złodziejska dziura, lepsze od tej cholery... Niby tu wszystko eleganckie, fajne...
— Gadaj prędzej jak tyś się dostała, co z tobą było?
— Ano dobrze, od początku... Zaczęło się bardzo zwyczajnie, ale potem... Przychodzi do mnie parę miesięcy temu taki stary i zaczyna klepać a to a owo, że takam ładna a się marnuję, że powinnam poprawić mój los... To ja go pytam — czy chce mnie pan wziąść na utrzymanie... Na utrzymanie — on powiada — to nie, ale żebyś chciała, to jest pod Warszawą jeden taki domek, tam przez parę miesięcy złota góry zarobić można... Rozpaliłam się, słucham... On mi klaruje ,że tan będą takie przedstawienia dla ludzi bogatych, solidnych nic do roboty, forsa na ziemi leży... Tylko jeden waru-