Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

z najlepszą przyjaciółką. Że ten cały dom jest naumyślnie tak urządzony, aby można było zebrania urządzać, dobrze się zabawić a nikt o tem nie wiedział. Że musiała tak urządzić, bo inaczej zaraz policja by się przyczepiła a tak nikt nic się nie dowie. Żebym się nie dziwiła, że siedzieć będę jak w więzieniu, bo ona boi się kapy, musi się zabezpieczyć a dziewczęta języki mają za długie... Że zresztą parę miesięcy, pół roku nie wieczność... a przez ten czas tyle zarobię, że na całe życie mi starczy... Pozatem, że mi widywać nikogo nie wolno, pisywać nie wolno, ale źle mi wcale nie będzie!... Słucham i wcale się nie dziwię — myślę, cwana baba!... Mądrze robi, że się zabezpiecza od wsypy, bo dziewczyny chwaliłyby się forsą, wszystko rozniosłyby na językach i zarazby glina cały interes nakryła. Cwana baba!... Chce przez pół roku interes puścić na całą parę, potem ma dość!... Sama zdrowo zarobi a i przy niej się też zarobi fest!...
— Zostałaś?
— No, tak! Zresztą wracać było za późno i nie wiem czyby mnie puściła. Z początku wcale nie czułam się źle, tylko za słońcem mi się nieco ckniło, bo tu całemi dniami siedź przy świetle... Ale myślę sobie, wytrzymam!... Zebrania tylko parę razy na tydzień, sami ludzie bogaci, forsy huk...
— Ach, te zebrania...

— Sama widziałaś, to nie potrzebuję ci opowiadać... Nasza stara, niby baronowa, zawsze uczyła nas jak mamy tańczyć a potem szłyśmy między gości... Nawet dobrze nie pojmowałyśmy, co robimy, bo te kadzidła to takie, że po nich nie wiesz czy żyjesz, czy gdzie płyniesz w obłokach... A później to i z gośćmi wąchało się kokainkę...

162