Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

czuła do mnie takie zaufanie i raz, drugi trzeci razem interes obrobiłyśmy, bo przy gościach ona siedzi i udaje fason wielki, trajluje ich zdrowo, no i na kobiety patrzy, żeby która na lewo forsy nie odpaliła — otóż kiedy poczuła do mnie takie zaufanie, razu jednego powiada, że przyjedzie do nas bardzo bogaty szwed i ja mam go przyjąć. Tylko, dodaje, może pić, cholera, jak smok, sama rady mu nie dam, więc żeby co z interesu wyszło, to ona mi da taki płyn, co trzeba jemu dolać do wina a on potem uśnie.
— Ach, rozumiem! — zawołała Mańka, wspomniawszy o intrydze, uknutej przeciw Weleszowi — zawsze ten sam system! No, a co dalej?...
— Domyśliłaś się? — zerknęła ze zdziwieniem Józka, tłómacząc po swojemu posłyszany wykrzyknik — domyśliłaś się co dalej było? Przyjechał szwed, strasznie musi bogaty, bo portfel jak torba — funty, dolary, może z kilkadziesiąt tysięcy. Ano, robię, jak stara, niby baronowa kazała... a tu patrzę nie upłynęło dwóch minut, mój gość oczy w słup, wali się na podłogę, umarł!... Wylatuję z krzykiem, wpada baronowa... Nic, nic! — mówi — dziecko drogie, uspokój się tyś temu nie winna, był chory na serce!... Sama bierze ci portfel, chowa... Odeszlę to rodzinie! — mruczy. — A zwłoki będziemy musieli wywieźć i całą sprawą zatuszować...
— Ach, zbrodniarka!

— Ja też tak myślę! Myślę, że ten szwed nie miał wcale rodziny i nikt się o niego nie upomniał. Ściągnęła go tu a później w nocy pewnie razem ze służącym zakopała w ogrodzie... Zresztą nie wiem!... Ale ja się po tem uspokoić nie mogłam... Leżę a tu widzę, idzie umarła Tamara i powiada — uciekaj, bo i ciebie zabiją!... Chcę usnąć, to znów szweda widzę, trzeszczy na mnie te swoje wielkie rybie oczy, coś palcem pokazuje i gro-

165