Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie...
— Nigdy u was nie bywał?
— Nie, nigdy... Zapamiętałabym podobnego gościa... A ten stary, co mnie przywiózł... podobno wyjechał zagranicę...
Mańka niecierpliwie poruszyła ramionami. Zagadka tycząca się jej osobiście nadal pozostawała nierozwiązana.
— Więc powiadasz — indagowała dalej — że mimo ucieczki jesteś... z baronową Krauze w jaknajlepszych stosunkach?
— Tak, albo przynajmniej udaje ona przyjaźń dla mnie!... Ale powiem ci szczerze... Boję się! Boję się losu Tamary i szweda... Jeśli się domyśli, że ją podejrzewam... Ja od tygodnia jem suchy chleb wyłącznie! Nic innego nie biorę do ust... Słuchaj...
Przechyliła się niżej przez okienko.
— Nie wierz nikomu i niczemu! Od tygodnia nie- ust ostrzeżenie, — lecz nagle cofnęła się szybko. — Czy nie słyszałaś szelestu?
Mańka jednak nic nie słyszała.
— Ale ja słyszałam i uciekam...! Nie daj Boże, żeby zauważyli, że rozmawiałam z tobą!
— Józka, Józka! — zawołała Mańka w ślad za uciekającą przyjaciółką — a nie mogłabyś dopomóc mi się stąd wydostać?
Ostatnie zdanie jednak pozostało bez odpowiedzi, bo dziewczyna, snać spłoszona jakimś szelestem znikła.

Szereg skłębionych myśli zawirował w głowie Mańki, gdy pozostała sama. Niestety, im bardziej te myśli układały się w pewien logiczny porządek, tem większe ogarniało dziewczynę przerażenie. Tak, teraz wszystko pojmuje.... Zaciągnięto ją do tej zbójeckiej jaskini, pra-

168