a w zamiarach ich nie leżało pozbawić ją chwilowo życia — bo gdy wczoraj padła zemdlona, najlepsza była po temu sposobność.
Więc...
Mańka, w niezwykłem podnieceniu, poderwawszy się z otomanki na której leżała dotychczas, jęła mierzyć nerwowemi krokami swój pokoik. Maleńka była to zaiste ciupka, poza zniszczoną otomainą i kulawym krzesłem oraz drewnianym stołem, nie zawierająca innych sprzętów. Bez okień — co bynajmniej nie uderzyło Mańki, zważywszy posłyszane rewelacje o podziemnem państewku. Izdebkę oświetlała tylko umieszczona wysoko elektryczna lampka, którą zapalać musiano od zewnątrz, bowiem w pokoiku Mańka nie mogła dostrzec nigdzie kontaktu. Na stole, znajdował się kubeczek z herbatą, oraz talerzyk — na nim bułki i szynka. Liczono się zapewne, z jej dłuższem uwięzieniem, a jakaś tajemnicza ręka pragnęła ją zabezbieczyć od głodu. Już sięgnąć miała po jedzenie, gdy na myśl przyszły słowa Józki:
— Nie wierz tu nikomu i niczemu! — padło z jej mal nic nie biorę do ust...
Choć głód coraz natarczywiej doskwierał, podniesiona ręka z chlebem opadła.
Obróciwszy się powoli, odeszła od stołu, a nie chcąc się narażać na nową pokusę znów legła na swem posłaniu, skąd nie widać było ani ponętnych bułek ani blado czerwonej szynki... I pogrążyłaby się może Mańka z powrotem w swe niewesołe dumania, gdyby niespodziana okoliczność nie zwróciła jej myśli w innym kierunku.
Wydało się jej, iż słyszy jakowyś jęk.
Nadstawiła ucha — jęk się powtórzył.
Dobiegał on najwyraźniej z za ściany, przy której