Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

jak to jest czasem w zwyczaju przy podobnych tranzakcjach.
— Wypił pan i stracił przytomność?...
— Natychmiast! Obudziłem się dopiero przed chwilą! Ale ty z kolei opowiedz, co się z tobą działo?
Mańka odetchnęła z ulgą. Trudno był Doriałowiczowi cokolwiek zarzucić, lub czuć żal do niego. Tajemnicza szajka, nie zadawalniając się bogatym łupem, zdobytym na Weleszu, zastawiła swe sieci i na dyrektora — ją pochwyciwszy również przy tej sposobności. Zapewne bardzo im to wypadło na rękę...
Oboje znaleźli się w położeniu prawie beznadziejnem. To też czując się zwolniona z obietnicy danej Denowi, teraz po raz pierwszy wszystko opowiadała szczerze. Więc o przygodzie z rzekomą Weleszową i o nocy tragicznej, przeżytej w mieszkaniu Hipcia. O wczorajszym wieczorze, gdy natrafiwszy przypadkiem na ukrytą sprężynę, znalazła się w potajemnym korytarzyku, stając się mimowolnym świadkiem niebywałej orgji. Później o spotkaniu z nieznajomą kobietą i zaciętej z nią walce. Wreszcie o dzisiejszej wizycie Józki. Szczególniej położyła nacisk na wiadomości, otrzymane od Józki, nadmieniwszy i o tajemniczych zgonach i o zamierzonym wyjeździe baronowej...
— Straszne! Okropne!... — mruczał za ścianą, słuchając opowiadania. — Więc to tak było z Weleszem!... Czemuś mnie nie uprzedziła... Może byłbym ostrożniejszy i uniknęlibyśmy nieszczęścia...
— Co się stało, to się nie odstanie! — rzekła, ze szczerym żalem. — Trudno! Radźmy raczej, jak się wyplątać z tej matni! Czy według pana niebezpieczeństwo grozi nam poważne?

Doriałowicz milczał, snać zastanawiając się przez chwilę.

173