na okienko, to samo, przez które wiodła rozmowę z Józką.
— Wie pan! — zawołała żywo — gdyby pan mógł wyłamać drzwi, dzielące nasze cele, to w moim pokoiku znajduje się otwór!... Przez ten otwór moglibyśmy wydostać się na górę.
Była to jedyna droga ucieczki, bo o wyłamywaniu drugich drzwi, umieszczonych w murze, a prowadzących na korytarz nie było marzyć. Ale czy Doriałowiczowi uda się wysadzić drewniane drzwi, w przepierzeniu a jeśli się nawet uda, czy hałas spowodowany ich wysadzeniem, nie zwabi wrogów?
— Spróbujemy! — mruknął dyrektor.
Silnie naparł na deski. Usiłowanie jego uwieńczone zostało niespodziewanym skutkiem, bo drzwi snać słabo osadzone w zawiasach, ustąpiły, ukazując szerokie przejście.
— Jestem!
Stał przed Mary blady, w pomiętem i zakurzonem ubraniu, ale jak zawsze spokojny i opanowany.
— Nie sądziłem, że pójdzie tak łatwo! Ale spieszmy się, czas nagli... Twierdzisz...
Nie dała mu dokończyć zdania. Postawiwszy krzesło na otomanie, przytrzymując je mocno, pociągnęła go za rękę, wskazując drogę.
— Pan pierwszy...
Doriałowicz, choć nie młodzik, z niezwykłą zręcznością znalazł się jednym skokiem na tem krześle. Mimo wieku wigoru mu nie brakło, bo wnet zawisł rękoma na okiennej ramie, powoli podciągając się coraz wyżej. Z natężenia poczerwieniała mu twarz, jednak wytrwale posuwał się naprzód.
— Na starość zostałem akrobatą!... — zażartował, dodając sobie otuchy — no, zaraz koniec moich sztuk...