Jeszcze parę kroków, zakręt i zdala zaszarzało światło, rzekłbyś szczelina w drzwiach. Mańka przyspieszyła kroku. Nagle te drzwi się rozwarły, ukazały się w nich ciemne sylwetki ludzi, przebiegł błysk śród korytarza... i padł odgłos strzału...
— Zdrada! — posłyszała tuż koło siebie — panno Mary, zdrada! Proszę paść na ziemię...
Dalszy ciąg zdania utonął w istnej rewolwerowej kanonadzie.
Den nie był zadowolony ze siebie. Już drugi dzień upływał od śmierci Weleszowej, wczoraj zwłoki jej spoczęły kaplicy pogrzebowej — a on wciąż nie mógł pochwycić najlżejszego wątka sprawy.
Wielkiemi krokami wzdłuż i wszerz mierzył swój pokój, jak to w podobnych razach było w jego zwyczaju a popielniczki pełne papierosowych niedopałków i tytuniowego popiołu świadczyły, że na rozmyślaniach spędził nie jedną godzinę...
Ale nic, absolutnie nic, żadnego punktu wyjścia... Raz jeszcze obrzucił wzrokiem i szafy pełne książek treści kryminalistycznej i ściany przybrane bogatą kolekcją broni oraz trofeami w postaci najprzeróżniejszych noży, kastetów, wytrychów, łomów, w niezwykłych okolicznościach życiowych zdobytych, zerknął na biurko pełne papierów, pokreślonych kabalistycznemi znakami i planami niezrozmniałemi na pierwszy rzut oka, jakby od tych niemych świadków jego mózgowych wysiłków