— Niema pan tam poco chodzić — zauważył — panna Mary wyjechała!
— Wyjechała?
— Tak, wczoraj z Doriałowiczem. I dotychczas jeszcze nie wróciła.
Po twarzy Hipcia, nieco już rozjaśnionej, przebiegł nowy cień smutku.
— Z Doriałowiczem? Przecież zerwała z nim? Dokąd oni wyjechali?
— Mnie również dziwi ten wyjazd! Wczoraj wyjechali, nie zabierając pakunków, do dzisiaj ich niema. Służba nic nie wie, czy też nie chce mówić... Coś mi się tu wydaje podejrzane... Idę więc do krewnych Mary, może...
— Do krewnych Mary? Ona ma tu krewnych?
— Niejaki Balas ożeniony z jej siostrą, posiada na Belwederskiej niewielką knajpkę...
— Knajpkę! Świetnie, znakomicie... Widzi pan, jak to dobrze, że poszedłem... Bo ja pannę Mary szczerze lubię i jestem niespokojny o jej los...
Wiadomość posłyszana przed chwilą, niezwykle poruszyła Hipcia. Mimo tragicznych przeżyć, obraz Mary utkwił głęboko w jego sercu, może nawet zbyt głęboko... Ujął detektywa pod ramię i widać było, że go nie opuści pod żadnym pozorem do końca.
Den tymczasem wyjaśniał dalej:
— I panu dziwny wydaje się ten wyjazd? Hm... Rzeczywiście... Bo Mary wyjeżdżając na dłużej powinna nas była zawiadomić... Zresztą wyjechała z Doriałowiczem, z którym zerwała podobno... Dziwne? Czyżby pragnęła się ukryć? W jakim celu? A może jej rola w całej tej sprawie była inna?
— Nie! nie — zawołał, poruszony do głębi tym po-