Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale detektyw nie miał czasu na długie wyjaśnienia.
— Biorę go i jadę!... Pewnie niedługo wrócę...
— Pan jedzie... a ja? — zerwał się ze swego miejsca Hipcio.
— Proszę na mnie zaczekać...
Den pośpiesznie wychodził z pokoju, — nagle przystanął na progu.
— Ale... ale... słuchajcie! — rzekł — Gdybym nie wrócił za godzinę, najdalej za dwie... dacie znać policji... Powiedzcie tylko tyle... Skolimów, willa w lasku, za stacją!... Oni już będą wiedzieli...
— Kochany panie Den, co to znaczy? — wybiegł za nim Hipcio na ganek.
Nie otrzymał odpowiedzi. Detektyw bez palta i kapelusza siedział już na rowerze i za chwilę zniknął mu z oczu w mroku.


ROZDZIAŁ XV.
DEN W WILLI.

Z niezapalonemi latarniami, wbrew obowiązującym przepisom, pędził Den na rowerze, nie zaważajęc na to, że lada moment natrafić może na dziurę, lub wybój i znaleść się w błocie. Oczywiście samochód dyrektora zdążył się oddalić znacznie, lecz dzięki ciemnej nocy wyraźnie połyskiwały światełka tylnych, czerwonych latarni. Detektyw bynajmniej nie pragnął doganiać Cadillac’a, co było przedsięwzięciem niemożliwem — pragnął jeno nie stracić go z oczu.

Samochód podążał wyraźnie w stronę Wilanowa. Czyż tam przebywał dyrektor? Koło stacji zakręcił

192